Marka Essence jest moim skromnym zdaniem jedną z najlepszych tanich marek kosmetycznych na polskim rynku. Do tego limitowane edycje, na które nieraz po prostu się rzucamy, bo opakowania jak i kolory mazidełek są cudowne. Cieszę się, że ostatnimi czasy omijam drogerie, bo widząc coraz to nowe zapowiedzi chyba bym zbankrutowała, a do tego zasypała się kosmetykami.
Często jest tak, że kupuję jakiś róż czy też błyszczyk czy inny kolorówkowy produkt z limtowanki, użyje go raz a potem zastanawiam się jak jeszcze mogłabym go użyć i leży i czeka na lepsze czasy lub też na dobrą osobę, która go przygarnie. W przypadku tych cieni tak nie jest. Odcień 03 Always in my mint (tak, MINT nie MIND :) - taki psikus od marki ) idealnie komponuje się z moimi miętuskowymi bluzkami. Btw ogólnie jestem chora na kolor miętowy wszędzie. Natomiast 01 Cone Head idealnie sprawdza się do każdego dziennego makijażu.
Oba cienie są wypiekane i marmurkowe. Używałam ich jedynie na sucho, ale jak informuje nas producent można użyć ich również na morko. Odcienie są delikatne i bardzo dziewczęce. Niestety przy nakładaniu lekko się osypują nie wiadomo jak ściągalibyśmy nadmiar z pędzelka. To jest chyba ich jedyny mankament. Ładnie kryją i trzymają się na powiece. Pod nie zawsze stosuje bazę pod cienie również marki essence i spokojnie dają radę cały dzień. Zdecydowanie polecam wszystkie cienie wypiekane tej firmy tych już raczej nigdzie nie znajdziecie, ale może w następnej limitowanej edycji w Polce znajdą się podobne produkty? Zapowiedzi trend edycji zdecydowanie będziecie mogli zobaczyć na blogu.
Może na koniec powiecie mi tylko jakie cienie tej marki najbardziej lubicie?
Zdj. Piasecki
Też uwielbiam Essence <3
OdpowiedzUsuńświetna recenzja :)
OdpowiedzUsuńobs=obs? zacznij, a na pewno się odwdzięczę :)
Mój blog