Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ziaja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ziaja. Pokaż wszystkie posty
Nowości w mojej kosmetyczce – marzec 2020.

kwietnia 19, 2020

Nowości w mojej kosmetyczce – marzec 2020.

Denko marca mamy już za sobą, więc kolej na nowości, które pojawiły się w mojej kosmetyczce. W czasach obecnej pandemii zakupów dokonuję głównie online z odbiorem w paczkomatach. Dobrze, że wiele firm wychodzi z inicjatywą bezpłatnej wysyłki, a na allegro usługa smart jest dostępna już drugi miesiąc bezpłatnie, dlatego nawet pojedyncze braki w kosmetykach możemy bez problemu uzupełnić.
8 marca z okazji dnia kobiet otrzymałam od swojego kochania Voucher do drogerii Hebe, jedna z paczek pochodzi z akcji Zajączka Wielkanocnego z portalu DressCloud , zakupy z Rossmanna, kilka produktów z promocyjnej oferty ziaji i uwaga miesiąc bez kupienia palety cieni. Przejdźmy do przeglądu produktów. W podsumowaniu napiszę ile z produktów zostało ze mną i jak wygląda bilans miesiąca.

Denko sierpień 2018.

maja 21, 2019

Denko sierpień 2018.



Tak jak już kilkukrotnie wspominałam mam niesamowite zaległości, jeżeli chodzi o denka wszelkiego rodzaju.
Te zużycia pochodzą jeszcze z sierpnia 2018. Pomyślcie same, ile mam do nadrobienia.
Szkoda, że mój wolny czas to pojęcie bardzo względne i czasem przez cały tydzień potrafię go prawie nie doświadczać.
Aktualnie rozłożona chorobą postaram się, może nieco nadrobić zaległości w tym temacie, a jest co uzupełnić od połowy roku 2018.

Zacznijmy od czterech kosmetyków kolorowych, z którymi się pożegnałam:
1. TONYMOLY Pokemon PURIN(Jigglypuff) Peach Pact SPF42 PA++ – puder prasowany.
2. Skin Marcaron Sugar Base Mint Chou (baza pod makijaż).
3. Transparentny puder utrwalający makijaż Artdeco Setting Powder Compact.
4. Paletka cieni Sleek Makeup OH SO SPECIAL.

Bardzo cieszy mnie fakt zużywania kosmetyków kolorowych, bo w ich przypadku opornie idzie mi denkowanie.
Wszystkie wymienione wyżej kosmetyki są na swój sposób wyjątkowe i czerpałam przyjemność z ich używania.

Puder prasowany w uroczym opakowaniu z Jigglypuff sprawdził się bardzo dobrze. Ładne wyrównywał koloryt cery, sprawiał, że cera do kilku godzin pozostawała matowa. Kosmetyk jest wyposażony w gąbeczkę, za pomocą której wklepanie produktu w twarz było dziecinnie proste, nie pozostawiając nadmiaru produktu w żadnym miejscu. Bardzo wydajny, bo przy codziennym używaniu starczył mi na ok. 3 miesiące. Nie zapychał porów i zawierał filtr przeciwsłoneczny.

Baza pod makijaż z ciasteczkowym potworkiem w kolorze miętowym też spisała się na medal. Po pierwsze ładnie ukrywała wszelkie przebarwienia na twarzy. Mini drobinki lekko rozjaśniały cerę. Przedłużała trwałość makijażu i sprawiała, że podkład lepiej i szybciej wtapiał się w cerę.

Transparentny puder utrwalający makijaż z Artdeco zamknięty w eleganckim opakowaniu to tylko wisienka na torcie w połączeniu z dwoma poprzednimi produktami. Używałam ich z cushionem marki The saem w codziennym makijażu i dawały olśniewający efekt. Puder ten bardzo dobrze sprawdza się jako wykończenie makijażu. Przedłuża matowość cery i wyrównuje koloryt. Zauważyłam, że przy jego stosowaniu zdecydowanie dłużej utrzymuje się makijaż. Odrobinę przypudrować matową pomadkę, a spędza na ustach już o kilka godzin więcej.

Ostatnia paletka cieni od Sleek Makeup, służyła mi kilka dobrych lat i, mimo że nie jest w całości zużyta, zmuszona jestem się z nią pożegnać. Jasne kolory w tej palecie często służyły mi do stworzenia dziennego makijażu. Bardzo dobra pigmentacja, kolory ładnie ze sobą współgrały. Lekko osypywały się ciemniejsze kolory, ale jak na taką cenę były naprawdę dobre jakościowo. Dodatkowo sentyment, jaki miałam do tej palety, jednak z pierwszych w mojej kolekcji, nie pozwalał mi na pozbycie się jej tak po prostu.


Kolejnymi produktami w denku są kosmetyki do włosów.
Znany Wam wszystkim suchy szampon marki Batiste. Mój wybór padł tym razem na zamknięty w uroczym opakowaniu z matrioszkami wariant swet & delicious, sweetie. Jak możecie się domyślać, miał słodki, nieco mdły zapach. Dla mnie trochę przesadzony i zdecydowanie na ten rodzaj się już nie zdecyduję. Swoją funkcję, czyli odświeżenie włosów spełniał jak zawsze perfekcyjnie.

Drugim produktem jest szampon z odżywką od marki Timotei. Przyjemny, świeży zapach ogórka. Dobrze oczyszcza skórę głowy. Niestety z powodu, że jest to kosmetyk 2 w 1, moje włosy po myciu były mocno obciążone i szybko stawały się tłuste. Nie sięgnę więcej po ten produkt. Może sprawdzi się u osób, które mają przesuszone włosy i skórę głowy, ale nie działa tak jak powinien u osób z tendencją do przetłuszczających się włosów.


cof
Kosmetyki pielęgnacyjne do dłoni, a konkretnie mydła do rąk w płynie i piance.
Pierwsze dwa są z Palmolive wersja z maliną oraz jaśminem. Bardzo dobrze oczyszczają skórę dłoni i jej nie przesuszają. Jedyne, co mogę im zarzucić to fakt, że są nieco mało wydajne. Mimo że tworzą dużo piany z małej ilości płynu, to po 2 tygodniach opakowanie jest puste, a w przypadku mleczek myjących do dłoni i tradycyjnych mydeł w płynie starczają mi na około 3 tygodnie.

Linda Prestige to mydełko do rąk z Biedronki. Bardzo lubię produkty tej marki, zdecydowanie te do pielęgnacji dłoni. Tutaj wydajność zdecydowanie lepsza. Nie wysusza skóry, a dodatkowo pozostawia orzeźwiający, cytrusowy zapach. W porównaniu z opisywanymi wyżej zdecydowanie lepiej ze stosunkiem cena-jakość.


Przyszła kolej na zużyte żele pod prysznic. Pierwszy z nich marki Yves Rocher o zapachu poziomkowym. Uwielbiam żele tej marki. Dobrze się pienią, bardzo przyjemnie pachną, a zapach utrzymuje się do kilku godzin po prysznicu. Dodatkowo przy pielęgnacji tym produktem skóra jest znacznie bardziej odżywiona oraz rzadziej występują jakiekolwiek przesuszenia. Żałuję jedynie, że szybko się kończy.
Pierwszy od dawna żel od marki Le peite Marseillais, który zagościł w mojej szafce w łazience. Rozświetla skórę i świetnie sprawdza się w duecie z balsamem do ciała z tej samej serii ze skrzącymi drobinkami. Jest bardzo wydajny i ma przyjemny zapach. Po prysznicu zostawia lekką, szybko wchłaniającą się oliwkową powłokę.
Żele marki Be Beauty z Biedronki również są moimi faworytami. Bardzo tanie i dobre produkty. Ten w wariancie owoców leśnych przepięknie pachniał. Jednak wydaje mi się, że nieco wysusza skórę i dla osób z wrażliwą cerą nie będzie dobrym wyborem.
Tropical Mango marki Cien prosto z Lidla. Cudowny zapach na prysznic latem. Przywodzi na myśl tropikalną wyspę i orzeźwiające drinki. Idealny na poranny, szybki prysznic. Bardzo wydajny.


Peelingi do ciała, z którym ulubieńcem został wariant z różą i baobabem z mydlarni cztery szpaki. Bardzo dobrze usuwa martwy naskórek. Peeling jest wzbogacony o olejki i po stosowaniu kosmetyku na skórze zostaje przyjemnie pachnąca powłoka. Nie wchłania się ona szybko, ale dobrze działa na naszą skórę. Najlepiej stosować go na noc. Jest bardzo wydajny, bo odrobina starcza, by pokryć duży obszar ciała.
Drugim z kosmetyków jest peeling z Organic Shop o zapachu papai. Nie wpływa on tak doskonale na naszą skórę, jak jego poprzednik, ale w cenie 7 zł za opakowanie nie powinnyśmy oczekiwać cudów. Przyjemnie pachnie, ale zapach nie utrzymuje się długo. Nie jest gruboziarnisty, ale delikatnie złuszcza naskórek. Jest mniej wydajny, ale dla osób o mało wymagającej skórze będzie działał dobrze.
Ostatnim produktem jest peeling marki Balea o zapachu melona. Powiem szerze, że nieco słodki i mdlący zapach. Spodziewałam się zupełnie innego zapachu. Przypomina on bardzo dojrzałego, żółtego melona. Bardzo drobne ziarenka do peelingu. Nie jest on efektowny, a by dał dobry efekt na skórze, trzeba mocno się postarać. Opakowanie jest mało funkcjonalne. Nie kupię ponownie tej wersji. Resztę peelingów z Balei wspominam dobrze.


Zacznijmy od produktu, który zupełnie nie pasuje do dwóch pozostałych, czyli do płynu do higieny intymnej.
Ziaja Intima kremowy płyn do higieny intymnej z kwasem laktobionowym regenerująco-łagodzący.
Mój zdecydowany must-have, jeżeli chodzi o higienę okolic intymnych. Jestem w trakcie zużywania drugiego opakowania tego żelu. Jego zaletą jest praktyczne opakowanie z pompką, dobra wydajność, a przede wszystkim fakt, że jest idealnie dopasowany do wrażliwej skóry. Jego stosowanie nie powoduje podrażnień. To już moje drugie zużyte opakowanie.
Pianka myjąca z cytryną i melisą od Cos Nature. Internetowy, chwilowy hit, obok którego nie mogłam przejść obojętnie. Nie żałuję tego zakupu. Bardzo dobrze oczyszcza skórę twarzy, nie podrażnia jej. Daje efekt odświeżenia. Uwielbiam poranną pielęgnację z tym produktem. Nie sprawdza się przy zmywaniu makijażu.
Płyn micelarny do demakijaży od Herbal Care z bławatkiem i bawełną. Delikatny, idealnie nadaje się nawet do demakijażu oczu. Dobrze usuwa makijaż i świetnie radzi sobie nawet z bardzo napigmentowanymi szminkami i podkładem. Nie wysusza cery i nie powoduje podrażnień.



Ostatnie rzeczy z sierpniowego denka to maseczka w płachcie z wyciągiem z drzewa herbacianego marki Secriss i plaster na nos z uroczą ośmiorniczką od Tony Moly. Uwielbiam kosmetyki z drzewem herbacianym, dobrze oczyszczają skórę, dezynfekują i sprawiają, że rany goją się szybciej. Wszelkie niespodzianki robią się mniej widoczne i goją się zdecydowanie szybciej. Dlatego w mojej kosmetyczce często znajdziecie sam olejek, jak i kosmetyki na jego bazie. Maseczka dobrze się sprawdza, ma intensywny i specyficzny, ostry zapach. Po zastosowaniu skóra staje się jędrniejsza i jest bardziej oczyszczona.
Plaster na nos usuwa widocznie zanieczyszczenia. Po jego oderwaniu widoczne są „wyciągnięte” zaskórniki. Ja przed rozpoczęciem całego zabiegu przykładam dobrze nasączony ciepłą wodą ręcznik, by nieco otworzyć pory. Następnie nalepiam dokładnie wzór i czekam, aż wyschnie. Zaczynając od nasady, nos szybkim ruchem zrywam plaster. Tak najskuteczniej pozbędziecie się, jak największej ilości zaskórników. Plastry z ośmiorniczką są do tej pory moimi faworytami w tego typu produktach.
Denko koniec roku 2017.

maja 01, 2018

Denko koniec roku 2017.



Rok 2017 daleko już za nami, a zaczęłam pisać dla Was tego posta, jak chylił się ku końcowi. Ostatnio nawet nie wiem co to czas wolny, a moje zajęcia pochłaniają mi tyle energii, że jedyne, o czym marzę to mięciutkie łóżeczko, w którym można zaleźć ukojenie po ciężkiej pracy. Majówka na szczęście nieco luźniejsza niż zwykle i całe dwa dni wolnego. Muszę nadgonić blogowe zaległości, nieco uprzątnąć moją norkę i ogarnąć dwa króliczki. Moje stadko nieco się powiększyło, ale i tym opowiem Wam innym razem.

Przejdźmy do meritum, czyli jakie produkty kosmetyczne udało mi się wykończyć pod koniec zeszłego roku. Jak widzicie na zdjęciu, trochę się tego nazbierało, a sama nie wiem jakim cudem, bo czasu na zużywanie mazideł też nie było zbyt wiele.


Zacznijmy od żeli pod prysznic, idąc od lewej strony:

Żel pod prysznic i szampon dla dzieci 2w1 Trolls Poppy.
Jako żel sprawdza się bardzo dobrze. Ma gęstą, mocno pieniącą się konsystencję i obłędnie, trukawkowo pachnie. Wydajność oceniam jako bardzo dobrą, bo starczył mi na około miesiąc codziennego używania. Przy mojej delikatnej skórze głowy nie odważyłam się zastosować go jako szamponu. Poza tym produkty do pielęgnacji włosów dzieci nie są przeznaczone dla osób dorosłych, bo wysuszają skórę głowy. Zawsze po stosowaniu tego typu produktów mam później problem, by moje włosy powróciły do dobrej kondycji.

Żel pod prysznic marki Elkos o zapachu Mango i Ananasa.
Uwielbiam warianty zapachowe tej marki. Opakowania sprawiają, że nie mogę obojętnie przewinąć strony i zawsze przy zamawianiu niemieckich produktów parę tych żeli trafia mi do koszyka. Zwykle zamawiam na mojedrogeria.eu z masą płynów do płukania. Nie jest bardzo gęsty, a jego wydajność to około 2 tygodnia, ale za 4 zł to i tak nie najgorszy wynik. Bardzo ładnie pachnie, ale zapach nie utrzymuje się na długo. Zawsze przy jego stosowaniu towarzyszy mi aromatyczny balsam do ciała, bo uwielbiam wychodzić z łazienki po prysznicu pachnąca. Oceniam jako dobry, ale bez szczególnego zachwytu.

Żel pod prysznic i szampon dla dzieci 2w1 edycja limitowana z potworami z Ulicy Sezamkowej.
Tak jak w przypadku żelu i szamponu dla dzieci Trolls używałam go jedynie jako produktu do mycia ciała, a nie włosów. Ładnie truskawkowo pachnie. Dobrze się pieni i jego wydajność jest jak innych żeli pod prysznic tej marki, czyli około 2 tygodnie. Zapach dłużej utrzymuje się na skórze niż wersji standardowych, ale dla mnie wciąż jest zbyt mało intensywny i za szybko się ulatnia.

Żel pod prysznic marki Balea w wersji arbuzowej.
Doskonale wiecie, że jestem fanką tej niemieckiej marki kosmetyków. Zapach tego żelu pod prysznic pobił wszystkie dostępne tu opcje. Jest bardzo orzeźwiający, a w duecie z melonowym peelingiem do ciała tej marki pozostawiał bardzo przyjemny zapach na skórze. Wydajność to około 2 tygodnie. Polecam do stosowania przy porannych prysznicach, bo zapach szybko potrafi obudzić.



Kolejna partia kosmetyków, która umili nam pobyt pod prysznicem. tym razem nieco bardziej naturalniej i zdecydowanie hypoalergicznie:

Hypoalergiczny żel pod prysznic marki Joanna z prowitaminą B5.
Żel w pełni spełnił moje oczekiwania. Jest bardzo delikatny, prawie bezzapachowy oraz wydajny, bo starczył na około miesiąc używania. Dobrze się pieni i sprawia, że nasza skóra jest na prawdę delikatna. Polecam osobom z problemami skórnymi.

Ekologiczny peeling do ciała drobnoziarnisty z olejkiem arganowym od Laboratorium Joanna.
Peeling do ciała, który zdecydowanie polecam. Uwielbiam maluchy od Joanny, które bardzo ładnie pachną i dobrze zdzierają martwy naskórek. Te w wersji BIO czy też EKO stanęły na wysokości zadania i jestem zadowolona zarówno z wersji drobno jak i gruboziarnistych. Ten wariant przyjemnie, ale nienachalnie pachnie. Zdecydowanie polecam stosowanie na noc, bo koi zmysły i przygotowuje nas do odżywczego snu. Po stosowaniu skóra jest bardzo delikatna w dotyku.

Hypoalergiczny szampon marki Joanna z prowitaminą B5.
Niestety w temacie szamponów muszę zdecydowanie uważać, bo wiele marek mnie uczula. Tutaj mogę powiedzieć szczerze, że z pewnością produkt ten może być używany przez alergików oraz osoby z problematyczną skórą głowy. Nie powodował on u mnie swędzenia, pieczenia, łupieżu oraz innych przykrych dolegliwości, które mam przy używaniu np. szamponów marki Garnier czy też Head&Shoulders. Jedynym moim zastrzeżeniem jest fakt, że w duecie do niego konieczna jest dobra odżywka oraz maska do włosów, bo nieco wysusza końce włosów.


Dalej pozostajemy w dziedzinie higieny osobistej:

Mydło do rąk w płynie biedronkowej marki Linda w wariancie oliwkowym.
Muszę przyznać, że polubiłam mydła do rąk marki Linda z Biedronki i chętnie po nie sięgam. Zdecydowanie wolę edycje limitowane, które mają ładne opakowania, ale stwierdziłam, że sięgnę po tę standardową wersję. Kremowe i ładnie pachnące, wydajne, a przede wszystkim tanie. Dobrze myje i ładnie się pieni. Nie wiem, czego jeszcze można wymagać.

Monoi de Tahiti Szampon-żel pod prysznic od Yves Rocher.
Uwielbiam produkty kosmetyczne, które dają nam namiastkę lata w środku zimy. Ten produkt zużywałam w grudniu i jak wszystkie żele marki Yves Rocher obłędnie pachniał, a zapach na długo utrzymywał się na skórze. Polecam używać w duecie z mgiełką do ciała z tej samej serii. Teraz jako nowość marka oferuje na swojej stronie wersję marakuja. Koniecznie muszę spróbować.

Ziaja Intima kremowy płyn do higieny intymnej z kwasem laktobionowym regenerująco-łagodzący.
Mój zdecydowany must-have, jeżeli chodzi o higienę okolic intymnych. Jestem w trakcie zużywania drugiego opakowania tego żelu. Jego zaletą jest praktyczne opakowanie z pompką, dobra wydajność, a przede wszystkim fakt, że jest idealnie dopasowany do wrażliwej skóry. Jego stosowanie nie powoduje podrażnień.



Kilka produktów do pielęgnacji twarzy:

Ziaja naturalne, oliwkowe mleczko do demakijażu oczu i oczyszczania twarzy.
Bardzo dobre mleczko do demakijażu, które poradzi sobie z wodoodpornymi tuszami, podkładem oraz nawet bardzo trwałym eyelinerem. Łatwo usuwa makijaż i nie powoduje podrażnień. Nie polecam dla osób z wrażliwymi oczami, bo jednak nadmiar produktu, jeśli dostanie się do oczu, to lubi powodować dyskomfort. Produkt bardzo wydajny, bo towarzyszył mi ponad miesiąc.

Maseczka typu Sleeping od marki A'pieu w wersji z wyciągiem z drzewa herbacianego.
Kosmetyki koreańskie zyskały ostatnimi czasy bardzo dużą sławę i to moim zdaniem nie bez powodu. Sama chętnie po nie sięgam. Ten produkt ma konsystencję przeźroczystego żelu, który po aplikację na twarz daję efekt kojący. Pomagał mi w walce z problemami skórnymi. Wyciąg z drzewa herbacianego ma właściwości bakteriobójcze i usprawnia proces regeneracyjny naskórka. Zdecydowanie zauważyłam poprawę kondycji skóry twarzy, lepszą jej elastyczność oraz mniejszą skłonność do wyprysków. Cena też nie była wygórowana, bo zapłaciłam za tą maseczkę około 4 $, czyli jakieś niecałe 20 zł już z wliczoną przesyłką.

Olejek z wyciągiem z drzewa herbacianego od Skinfood.
Kolejny produkt, który wspomagał moją twarz w walce z niechcianymi czerwonymi punkcikami. Bardzo polubiłam ten produkt i stosowany punktowo zdecydowanie zmniejszał zaczerwienienia i pomagał w procesie gojenia. Polecam dla osób ze skórą trądzikową.


Maseczki, maski i paski na nos:

Estemedis, regenerująca maska do dłoni.
Kolejny Biedronkowy produkt w tym zestawieniu. Uwielbiam stosowanie silnie regenerujących specyfików do dłoni, które pozwalają w krótkim czasie przywrócić miękkość naszym rączkom. Produkt ten jak najbardziej spełnił moje oczekiwania, bo po niespełna godzinie w masce, a następnie wtarciu produkty w dłonie i kilkugodzinnym śnie moje łapki były jak nowo narodzone. Zdecydowanie polecam.

Maska do stóp marki It's Sikin z limitowanej edycji z postaciami z Ulicy Sezamkowej.
Maska do stóp z podobizną Elmo. Tak jak w przypadku maseczki do dłoni, o której już pisałam, skarpetki mają na sobie ikonki z serduszkami i podobiznami postaci z Ulicy Sezamkowej. Ładny design i przepiękny morelowy zapach sprawiły, że polubiłam ten produkt. Skóra na naszych stopach po zastosowaniu jest widocznie odżywiona i zregenerowana. Polecam szczególnie po wykonaniu peelingu, żeby produkt lepiej się wchłonął.

Maska w płachcie (sheet mask) z Olafem z edycji limitowanej marki the Saem w wersji Grejpfrutowej.
Miałam do czynienia z tym wariantem zapachowym przy użyciu maseczki w płachcie marki Tony Moly z Pokemonowej edycji. Zapach był identyczny, czyli mocno cytrusowy i orzeźwiający. Po zastosowaniu nasza skóra jest widocznie bardziej napięta, ale co do odżywienia miałabym zastrzeżenia. Fajna maseczka, jeśli chodzi o chwilę relaksu i ładnego zapachu, ale zdecydowanie nie nadaje się dla osób wymagających regeneracji cery.

Paski na nos 3 kroki od marki The Face Shop z edycji limitowanej The Simpsons.
Lubię paski na nos, które mają za zadanie usuwanie zaskórników z powierzchni naszego nosa. Warianty w trzech krokach są moim zdaniem najlepsze. Pierwszy etap polega na otwarciu porów, drugi na wyciągnięciu zanieczyszczeń, a trzeci na łagodzeniu podrażnień i zamknięciu otworów. Jednak ten wariant niespecjalnie się spisał. Bardziej polecam paski w trzech krokach z marki Elizavecca.

Tako Pore One Shot Nose Pack plastry na nos od Tony Moly.
Tutaj przyznaję, że przepadłam, gdy zobaczyłam opakowanie i musiałam je mieć. Zdecydowaną ich przewagą jest innowacyjność połączenia plastrów na nos oraz dole okolice czoła. Bardzo ładnie wyciągają wszystkie zanieczyszczenia. Stosowane w zestawie z bąblową maseczką i stickiem do zaskórników przynoszą naprawdę widoczne rezultaty. Polecam.

Produkty, o których już pisałam w poprzednich denkach:

Plastry oczyszczające nos z lawą wulkaniczną z limitowanej serii The Simpsons firmy The face shop.
Ostatni z zestawu plastrów na nos, które mają za zadanie usuwanie zaskórników z nosa i oczyszczanie. Bez wcześniejszego rozluźnienia porów nie ma sensu się za to brać, bo efekt jest naprawdę mizerny. Jednak, gdy przyłożymy do naszego nosa szmatkę z letnią wodą i potrzymamy chwilę, a następnie zastosujemy plaster zgodnie z zaleceniami producenta, to efekty są zauważalne. Może nie bardzo spektakularne, ale zauważalne gołym okiem. Oceniam na plus, lecz chyba bardziej jestem zwolenniczką zestawów w trzech krokach. Widzę wtedy większą różnicę.

Maseczka w płachcie Missha drzewo herbaciane (Missha Pure Source Cell Sheet Mask Tea Tree).
Skusiły mnie również maseczki marki Missha w promocyjnej cenie. Zestaw pięciu kosztował mnie koło 4,20 $. Wybrałam opcję z drzewem herbacianym. Ostatnio coraz częściej sięgam po kosmetyki, których głównym składnikiem jest wyciąg z tej rośliny. Zauważam, że ma on pozytywne oddziaływanie na moją skórę. Maseczki jednak są przeciętne. Dość cienki materiał nieco utrudnia nałożenie na twarz i lubi w niektórych miejscach najzwyczajniej odstawać. Jednak jeśli chodzi o działanie, to nieco wycisza stany zapalne powstałe na skórze. Więc gdyby tylko wykonanie było nieco solidniejsze, to byłyby to jedne z moich ideałów.


Na koniec produkty z różnych bajek:

Hydrolat z róży damasceńskiej od Mydlarni Cztery Szpaki.
Pierwszy produkt tej marki, który przykuł moją uwagę. Kupiłam go w krakowskim pigmencie i nie żałuję ani grosza wydanego na ten hydrolat. Pierwszy raz miałam styczność z tak uniwersalnym naturalnym kosmetykiem, który pięknie przy tym pachniał. Stosowałam go jako mgiełkę do ciała, włosów i twarzy. Bardzo ładnie odświeża skórę i ją oczyszcza. Minusem jest krótka data ważności, ale przy codziennym stosowaniu spokojnie jesteśmy w stanie zużyć całość produktu. Chętnie sięgnę po inne warianty lub wrócę do tego.

Woda toaletowa It's Wild Playboy.
Nie lubię zapachów od marki Playboy, bo zwykle są zbyt słodkie i intensywne do tego stopnia, że potrafi mnie od nich rozboleć głowa. Jedyny wariant, jaki do tej pory mi odpowiada to panterkowa wersja It's Wild. Zapach nie jest przesłodzony, choć ma w sobie karmelowe nuty. Nie dajcie się zmylić, bo w przypadku żelu pod prysznic jest ona zdecydowanie intensywniejsza. Zapach utrzymuję się kilka godzin.

Cushion z wersji limitowanej "Gdzie jest Nemo" od marki The Saem.
Marka The Saem to jedna z tańszych marek, jeśli chodzi o koreańskie kosmetyki kolorowe. Limitowaną edycją z filmu „Gdzie jest Nemo” trafili moim zdaniem w dziesiątkę. Jestem zadowolona z wszystkich produktów, które kupiłam. Mój pierwszy w całości zużyty cushion. Bardzo dobrze kryjący, z filtrem przeciwsłonecznym, nawilżający skórę. Nie sądziłam, że stosowanie jakiegokolwiek kosmetyku kolorowego może być tak łatwe i nie obciążać naszej skóry. Przy pomocy gąbeczki z zestawu nanosimy produkt i niepotrzebny jest nam beautyblender, by uzyskać pożądany efekt. Rewelacja. Do osób, które nigdy nie używały tego typu produktu, mogę powiedzieć tylko jedno, że musicie to, czym prędzej zmienić. Zastosujecie raz i już nigdy nie sięgniecie po zwykły, drogeryjny podkład.

To już koniec denka z końca 2017 roku. Szykujcie się na kolejne już niebawem. Będzie ono obejmować pierwszy kwartał 2018. Mam nadzieję, że nieco pomogłam Wam w drogeryjnych dylematach. Jeśli stosowałyście którykolwiek z produktów z powyższego denka będzie mi bardzo miło, jeżeli wypowiecie się na jego temat w komentarzu. Który kosmetyk szczególnie przykuł Waszą uwagę?
Nowości w kosmetyczce - czerwiec 2017.

lipca 29, 2017

Nowości w kosmetyczce - czerwiec 2017.

Nowości kosmetyczne, które zawitały do mnie w czerwcu. Sporo rzeczy, na punkcie, których oszalałam i musiałam je kupić. Zobaczcie same:



Szalałam bardzo za kolekcją "Gdzie jest Nemo" i "Frozen" od koreańskiej marki The Saem. Paczuszka  dotarła do mnie z koreadepart. Czekam jeszcze na drugą część zamówienia, które dokonywałam już na ebay'u, bo wybrane produkty nie były już dostępne.

Obecnie posiadam:
Paletka cieni
Perfect Pore Pack - puder prasowany
Tinty do ust w odcieniu Pink i Burgundy
Kremy do rąk z Olafem w wersjach zapachowych: grejpfrut, morela, cytryna i mięta, kwiaty brzoskwini oraz kwiaty wiśni
Pore Cover - puder sypki
Zestaw korektorów
Maseczki w płachcie z Olafem (aloes i grejpfrut)
Kremowy podkład


Oto łakocie jakie w prezencie otrzymałam do swojego zamówienia ze sklepu Koreadepart z kolekcją "Gdzie jest Nemo":
Mask Sheet z zieloną herbatą marki Dermal
3 próbki: Missha Misa Chogongjin Cream , The face shop seria The Therapy - emulsja nawilżająca oraz nawilżający tonik.


Nowości prosto z Korei. Zakupy z ebay obejmują:

THE FACE SHOP Disney CINDERELLA'S Glass Shoes Foot Mask
THE FACE SHOP Disney The Snow White Brightening FACE MASK
TONYMOLY Pokemon PURIN(Jigglypuff) Peach Pact SPF42 PA++
TONYMOLY Pokemon Pikachu Pocket Lip Balm
Cathy Doll POKEMON Shocking Black Eyeliner 
TONYMOLY My Little Pet Eye Patch 
TONYMOLY Pokemon Foam Cleanser 150ml 
Flor De Man Essential Juice Sheet Mask




Moje ostatnie zamówienie z dorgerianiemiecka.pl.

Zamówienie obejmowało: 
BALEA Żel do golenia Peppiger Papagei 
BALEA Kremowy żel pod prysznic Königlicher Kronen-Kranich 
BALEA Egzotyczny balsam do rąk Quirliger Kolibri 
BALEA Szampon do codziennego stosowania Trendiger Tukan 
BALEA Mydło- pianka Tropisches Paradies  
BALEA Mydło w płynie Jamaica Vibes 
BALEA Peeling o ciała arbuzowo-melonowy 
BALEA Żel pod prysznic Jamaica Vibes 
BALEA Krem- pianka do rąk 
BALEA Kremowy żel pod prysznic - melon 
BALEA Żel z perełkami olejku z zapachu brzoskwini

Bardzo spodobała mi się limitowana edycja i jest już w całości u mnie, ale dalszą część poznacie w nabytkach lipca.


Nowość od Laboratorium Kosmetycznego Joanna – ekologiczna seria peelingów do ciała Naturia.
Przetestuję warianty: mandarynka, mango, malina, olejek arganowy oraz biosiarka. 
Bardzo ładnie pachną i są w opcja drobnoziarnistej i gruboziarnistej. 


Moje ostatnie Biedronkowe zakupy.

Do koszyka trafiły:
Kremowy żel pod prysznic marki BeBeauty Wild Purple (zapach truskawki, maliny, jeżyny)
Garnier Deodorant Neo w wariancie Fruity Flower
Węglowa maska typu Peel Off marki Purederm
Mydło do rąk Linda o zapachu jabłka i mięty
Spray do ciała marki tutti frutti o zapachu brzoskwiniowym.


Dwie nowości prosto z Korei, na które czekałam z niecierpliwością. Pierwsza to maseczka typu sleeping pack marki A'pieu z wyciągiem z drzewa herbacianego, a druga to plastry oczyszczające nos z lawą wulkaniczną z limitowanej serii The Simpsons firmy The face shop. 
Kolejno zapłaciłam za nie na ebay'u 5 $ i 4,5 $ (7 plastrów w zestawie).


Postanowiłam skusić się na maseczki do twarzy marki Marion oraz Bielenda. 
Udało mi się zdobyć wersję ogórkową, mango oraz o zapachu owoców granatu.
Z edycji Carbo Detox nabyłam wersję do cery dojrzałej oraz do cery mieszanej i tłustej. 


Na zdjęciu widzicie nowości, które można kupić jedynie w Drogeriach Natura:
Sensique RAINBOW HIGHLIGHTER POWDER (w dwóch wariantach: Magical i Rosy)
My Secret I LOVE MATTE LIPS LIQUID LIPSTICK (w 5 odcieniach)
Sensique ART NAILS (w pięciu kolorach: 330 Golden Sand, 331 Coral Reef, 332 Octopus, 333 Sea Waves, 334 Mermaid)


Ja również nie przeszłam obojętnie obok promocji Rossmanna 2+2 na kosmetyki pielęgnacyjne. Postanowiłam kupić sobie dwie maseczki różane, a jako gratisowe produkty dobrałam kremy do twarzy dla mojej mamy i rodzicielki mojego chłopaka z okazji ich święta

Na zdjęciu widzicie:
Black Rose, Detoksykująca czarna maska do twarzy skóra mieszana i tłusta
Magic Rose, Upiększająca maska do twarzy skóra mieszana 


Wiedząc, że już pod koniec czerwca przeholowałam lekko z zakupami, weszłam na moment do Hebe jedynie po żel do higieny intymnej. Jednak widząc przecenę z 60 zł na jakieś 25 musiałam zakupić Shikioriori Tsubaki - Szampon nawilżająco-regenerujący z olejkiem Tsubaki, aminokwasami i ceramidami. Jeszcze nie miałam okazji go wypróbować, ale wiążę z nim niemałe nadzieje. Jeśli chodzi o żel wybrałam naszą rodzimą markę Ziaja z serii Intima. 

Jak podobają się Wam moje nowości? Miałyście z nimi styczność?


Denko kwiecień 2017.

maja 11, 2017

Denko kwiecień 2017.


Po nowościach w mojej kosmetyczce w kwietniu nadszedł czas, by przedstawić, o jakie produkty pomniejszyło się już moje, spore zaplecze kosmetyczne. Nie ma tego niestety wiele. Dokładnie mamy 8 pełnowymiarowych produktów, 9 maseczek i 3 próbki. Jednak wiem, że maj będzie zdecydowanie bardziej owocny w zużycia, bo już mam odłożone kilka pustych opakowań.


Nie wyobrażam sobie braku w mojej kosmetyczce suchych szamponów marki Batiste. Od momentu, kiedy na stałe weszły w asortyment drogerii, zawsze mam jeden pod ręką. To chyba szóste zużyte opakowanie. Ostatnio skończyłam wersję Bare Natural & Light Dry Shampoo. Bardzo przyjemny, delikatny zapach. Tak jak w przypadku innych suchych szamponów marki produkt działa bezbłędnie. Używamy, tak samo jak lakieru do włosów, czyli trzymając spray w odpowiedniej odległości od naszej głowy, psikamy nieświeże włosy. Ja zawsze jeszcze lekko przecieram je suchym ręcznikiem, a na koniec dokładnie wyczesuje.

Kolejnym z produktów przeznaczonym do pielęgnacji włosów jest balsam myjący do włosów z betuliną od marki Sylveco. Produkt jest bardzo wydajny i dobrze myje włosy. Trzeba się jednak trochę namęczyć z jego pienieniem. Jest idealny dla osób z wrażliwą skórą głowy, bo zawiera jedynie naturalne składniki. Jednak przed jego zakupem powąchajcie balsam, bo niestety, ale zapach jest bardzo intensywny i ja musiałam się do niego długo przyzwyczajać.

Ostatnim sprzymierzeńcem w walce o moje piękne i zdrowe włosy jest mini szampon marki KLORANE, czyli szampon na bazie chininy i witamin B. Do kupienia w aptece Amica. Produkt jest bardzo gęsty i wydajny, bo taką buteleczką głowę umyłam około ośmiu razy. Pachnie ziołowo, ale nie intensywnie. Dobrze się pieni i nie podrażnia naszej skóry głowy. Po stosowaniu moje włosy były przyjemniejsze w dotyku i bardziej błyszczące. Zastanawiam się nad zakupem pełnowymiarowego opakowania.


Po raz kolejny w moim denku możecie spotkać żel pod prysznic marki Isana. Tak jak wcześniej wspominałam, jestem ich fanką, bo są tanie, dobre i wydajne. W zeszłym miesiącu do kosza trafiła koala w tym miś panda o owocowym zapachu. Produkt ładnie się pieni, dobrze rozprowadza i nie wysusza skóry. Jedynym minusem jest fakt, że po kąpieli nie czuć już truskawkowej woni, ale i tak zwykle po prysznicu sięgam po balsam do ciała, więc dla mnie nie ma to większego znaczenia.

Zużycia obejmowały dwa pełnowymiarowe produkty marki Balea, czyli mydło w płynie sensitiv z aloesem oraz peeling do ciała jagody i magnolia. Tę niemiecką markę odkryłam kilka miesięcy temu dzięki dziewczynom z portalu urodowego DressCloud i od tamtej pory wiem, że na prawdę warto sięgać po produkty tej firmy. Można ją nieco porównać do wspomnianej już wcześniej Isany, ale opakowania i gama zapachowa jest o wiele bardziej urozmaicona. Wkład do mydła o aloesowym zapachu sprawdził się bardzo dobrze. Ładnie usuwa brud, dobrze się pieni, przyjemnie i delikatnie pachnie i jest wydajny. Dodatkowo dba o nawilżenie naszych dłoni. W zapachu peelingu do ciała byłam zakochana od pierwszego użycia silna nuta zapachowa magnolii i delikatne jagodowe akcenty uprzyjemniały mi prysznic przez ponad miesiąc. Można nieco porównać go do delikatniejszej wersji peelingu typowo cukrowego, który dobrze złuszcza martwy naskórek. Przy codziennym stosowaniu starczył mi na około 1,5 miesiąca, więc jest wydajny. Do jego minusów jednak zaliczyłabym zamknięcie opakowania, bo dwa razy złamałam na nim paznokieć, zanim doszłam do tego, jak skutecznie otwierać ten produkt.


Nie wiem, jak to się stało, ale schowałam do szafki z kosmetykami krem do rąk naszej rodzimej marki Vianek i o nim kompletnie zapomniałam. Jego recenzję publikowałam już na blogu i wiecie, że byłam z niego bardzo zadowolona. Jednak moja kolekcja kosmetyków pielęgnacyjnych do dłoni rozrasta się w takim tempie, że nie wiem, czy w najbliższym czasie zakupię ten sam lub podobny produkt. Obecnie testuję całą kolekcję pokemonową od Tony Moly i już mam upatrzone kolejne azjatyckie kremy do rąk, więc oby więcej zużyć w tej kategorii, bo wtedy z czystym sumieniem można nabywać nowości. Kolejną zachomikowaną resztką był kolejny krem z ziaji z serii liście manuka. Więcej o nim znajdziecie w poprzednim denku. Ostatnim z prezentowanych kosmetyków jest tusz do rzęs marki KOBO Professional - Ideal Volume, który już resztkami sił towarzyszył mi w kwietniu. Produkt cechuje mocna, czarna pigmentacja. Sprawia on, że nasze rzęsy są mocno pogrubione, więc kobiety, które stawiają na wydłużenie, nie będą z niego zadowolone. Polecam jako maskarę do zwykłych, dziennych makijaży.


W tym miesiącu dotarło do mnie kilka maseczek w płachcie, które na stałe wprowadziłam do swoich rytuałów pielęgnacyjnych. Dodatkowo zużyłam dwie gratisowe próbki, które dotarły do mnie wraz z zamówieniami. Muszę sukcesywnie testować, co mi tu dorzucają do przesyłek, bo koszyczek z próbkami pomału się przepełnia. Zużyłam wszystkie maseczki marki Balea i szczerze powiedziawszy, stawiam na koreańskie cuda.

Maseczki i próbki:

Recenzje maseczek Balea (melonowa i z minerałami z morza martwego) znajdziecie w poprzednim denku.

BALEA Maseczka biała herbata i wiśnia
Cudownie pachnący specyfik. Powiem szczerze, że chętnie zaopatrzyłabym się w balsam do ciała o takich właśnie zapachu. Maseczka ma kremowo-żelową konsystencję, czyli taką jak w przypadku melonowej. Po zmyciu skóra jest widocznie napięta i odżywiona.

Tony Moly Pokemonowa edycja maseczka w płachcie Charmander - Rozjaśnianie
Dobrze dopasowana maseczka w płachcie o cudownym grejpfrutowym zapachu. Ma za zadanie rozjaśnić naszą cerę. Po ściągnięciu jej z twarzy mamy uczucie głębokiego nawilżenia i cera jest bardziej promienna. Maseczka jest dobrze dopasowana, a nadmiar esencji spokojnie starcza nam na pokrycie szyi.

Tony Moly Pokemonowa edycja maseczka w płachcie Meowth - Odżywianie
Pokemonowy kot kryje w sobie odżywiającą maseczkę w płachcie o słodkim, waniliowym zapachu. Przez moment drażnił mnie ten zapach, bo nie jestem jego fanką, ale po chwili się przyzwyczaiłam i oddałam relaksowi.  Skóra widocznie odżywiona i bardzo gładka po aplikacji.

Sexy Look Maseczki w płachcie ze złymi charakterami
Na temat tych maseczek w najbliższym czasie będziecie mogli przeczytać post. Jestem z nich bardzo zadowolona. Czarne charaktery też mogą być pomocne w walce o ładną skórę, choć same podobizny na opakowaniach o tym nie świadczą.

MAKE P:REM próbka żelu do mycia twarzy
Bardzo dobrze pieniący się kosmetyk. Dokładnie oczyszcza naszą skórę i przygotowuje ją do dalszych zabiegów pielęgnacyjnych. Ma neutralny zapach i jedną saszetką byłam w stanie pokryć pianą całą twarz. Sądzę, że pełnowymiarowe opakowanie jest bardzo wydajne.

PURITO Pure Hyaluronic ACID 90 Serum
Moja pierwsza i z pewnością nie ostatnia styczność z kosmetykiem na bazie kwasów. Esencję nałożyłam na noc i przyznam, że po przebudzeniu moja skóra wyglądała naprawdę świeżo i żaden nowy, nieproszony gość nie pojawił się na mojej twarzy, a ostatnio często mi się to zdarza. Spowodowane jest to głównie przez niewłaściwą dietę, przemęczenie oraz stres. Mam nadzieję, że sytuacja ulegnie szybko poprawie. Rozważam zakup pełnowymiarowego opakowania tego serum.

Tyle z mojego denka, a jak u Was minął kwiecień? Chętnie poczytam o tym, co udało się Wam zużyć w zeszłym miesiącu.

Denko luty i marzec 2017.

marca 31, 2017

Denko luty i marzec 2017.


Nie tylko samymi zakupami człowiek żyję. Ja niesamowicie cieszę się, gdy udaje mi się zużyć kosmetyk do końca. Wreszcie udało mi się założyć w szafce w łazience "denkowe pudełko" i skrupulatnie odkładać puste opakowania.  Lista produktów, które dosłownie wykończyłam w marcu i pod koniec lutego:
  1. Yope- figowe mydło do rąk
  2. Balea- mydło w płynie Pitaya & Cocos 
  3. Isana- Kremowy żel pod prysznic z ekstraktem z magnolii do skóry suchej Elegance
  4. Isana- Krem pod prysznic o orzeźwiającym zapachu Keep Calm
  5. Tołpa- Green Matujący żel-peeling do mycia twarzy
  6. Ziaja- Liście Manuka, Krem nawilżający balans korygująco-ściągający
  7. Natura Care- Regenerujący krem do rąk
  8. Cettua- Nose Strips, paski oczyszczające na nos
  9. Lovely- Tusz do rzęs Curling Pump Up Mascara 
  10. Skin79 - Clean-on 2 STEP nose pack 
  11. Natura care- Nawilżająca maseczka do twarzy
  12. Natura care- Oczyszczająca maseczka do twarzy
  13. Balea- Maseczka minerały z morza martwego 
  14. Balea- Maseczka -Melonowa Creme-Gel 


Jestem wielką fanką żeli pod prysznic marki Isana. Po pierwsze są tanie, a po drugie dobre. Te dwa powody moim zdaniem są przekonujące, by je nabyć i zużywać. Elegance ma kremową konsystencję i przyjemny, lekko kwitowy zapach. Wersja z Koalą jest cytrusowa, orzeźwiająca, idealna na poranne przebudzenie. Opakowanie z misiem kryje w sobie dość gęsty żel, który wydaje mi się, że jest wydajniejszy niż elegancka opcja. Oba zużyte z nieukrywaną przyjemnością.

Pracując z żywnością mam manię mycia rąk. Zużywam dość sporo pompkowych milusińskich i wkładów do nich. Figowego bażanta z Yope nie będę bliżej opisywać, ponieważ rozprawkę na jego temat możecie przeczytać już w jednym z poprzednich artykułów. Po pierwszej styczności z marką Balea jestem pewna, że to nie nasza ostatnia przygoda. Mydełko o zapachu pitaji i kokosa rozbudza zmysły, a po aplikacji kremu do rąk z tej samej serii byłam wniebowzięta. 


Matujący żel-peeling do mycia twarzy od tołpy zakupiłam w biedronce ok. 3 miesiące temu. Dzielnie czekał na swoją kolej. Bardzo ładnie oczyszcza, lecz jeśli chodzi o stosowanie go jako peeling, mówię zdecydowanie nie, bo drobinki są zbyt duże i jedynie lekko masują naszą cerę. Przyjemnie, świeżo pachnie i polecam stosowanie zarówno rano, jak i wieczorem. Wydajność oceniłabym jako dobrą, bo opakowanie starczyło mi na około półtora miesiąca. 

Krem nawilżający Liście Manuka z oczyszczającej serii od Ziaji. Mam w zapasie jeszcze jedno opakowanie, ale zaprzestałam stosowania i leżały sobie tak i czekały (aż sobie sklerotyczka o nich przypomni), więc w ostatnim miesiącu, gdy jego data ważności jeszcze nie przekroczyła deadline, postanowiłam, że wrócę do delikwentów. Lekki, szybko wchłaniający się produkt, z niskim filtrem przeciwsłonecznym. Dobrze sprawdza się jako baza pod makijaż. W lecie zamierzam sięgnąć jednak po coś z mocniejszą ochroną przed promieniami UVA i UVB. 

Krem do rąk od Natura Care, który pokochałam od pierwszego użycia i wychwalałam już na blogu. Sądzę, że jedna pieśń triumfalna wystarczy.


Z kolorówki mamy tylko jeden produkt, czyli kultową już żółtą maskarę od Lovely. O ile dobrze pamiętam to moje czwarte zużyte opakowanie. Maskara ładnie wydłuża i rozczesuje rzęsy. Spokojnie wytrzymuje cały dzień. Szkoda jedynie, że nie jest wodoodporna. Jednak w takiej cenie nie znajdziecie nic lepszego.

Maseczki i paski oczyszczające:
Cettua- Nose Strips, paski oczyszczające na nos
Dwa pierwsze spotkania to była totalna klęska. Kompletnie nic nie "wyciągnęły", a jedynie zostawiły trochę kleju na nosie. Jednak po oglądnięciu tutoriali na temat czarnych, cudownych masek z węglem zawsze dziewczyny "otwierały pory" przy pomocy ciepłego ręczniczka nałożonego na wybraną część twarzy. Postąpiłam tak samo, przykleiłam plasterek, lekko zwilżyłam i może nie było efektu "Wow", ale odrobinę zanieczyszczeń usunęły.

Skin79 - Clean-on 2 STEP nose pack 
Maseczka marki SKIN79 z jeżykiem. Zestaw dwóch płatków na nos ma na celu usunięcie naszych zanieczyszczeń skóry oraz działanie kojące na tę partię twarzy. Do kroku pierwszego, czyli oczyszczania mam pewne zastrzeżenia, bo mimo wcześniejszego otwarcia porów niewiele zaskórników "wyszło z nosa", może lepszym byłoby tu stwierdzenia "zostało wyrwanych". Jednak drugi krok, czyli kojący plaster żelowy już jak najbardziej przypadł mi do gustu i może jedynie w moim odczuciu, ale jednak zauważyłam, że moje zaskórniki zrobiły się jaśniejsze, a skóra na nosie ewidentnie odświeżona.

Balea- Maseczka minerały z morza martwego 
Maseczka ładnie pachnie, dosłownie czujemy jakbyśmy właśnie stali na brzegu morza. Zakwalifikowałabym tę woń do świeżych aromatów. Maska ma szary kolor i jest dość szorstka. Zmywając ten produkt, fundujemy sobie dobry peeling twarzy. Po zmyciu mazi nasza skóra jest widocznie odświeżona, promienna i delikatna w dotyku (zużyte na razie 1/2 maseczki, mam jeszcze drugą saszetkę). Jedna saszetka starcza na dokładnie jedną aplikację.

Balea- Maseczka -Melonowa Creme-Gel 
Przyjemnie, świeżo i owocowo pachnąca maseczka. Żelowa konsystencja sprawia, że mimo takiej samej objętości jak w przypadku produktu z minerałami z morza martwego, ten starcza na dwie aplikacje. Ładnie nawilża i odświeża skórę. Po zmyciu mamy lekki efekt ściągnięcia, ale szybko on mija. Zastrzeżenie dla osób z wrażliwą skórą, skłonną do alergii- może uczulać. Ja na szczęście nie mam żadnych negatywnych reakcji organizmu na produkty tej marki.

Natura care- Nawilżająca maseczka do twarzy
Nowe maseczki od Natura care. Pierwsza przeze mnie przetestowana, czyli nawadniająca ma za zadanie sprawić, by nasza skóra była gładka i nawilżona. Delikatnie pachnie. Nie zmywamy jej intensywnie wodą, lecz nadmiar ścieramy wacikiem z twarzy. Ładnie i szybko się wchłania, a po aplikacji nasza skóra wygląda świeżo. Jedna saszetka starcza na dokładnie jedną aplikację.

Natura care- Oczyszczająca maseczka do twarzy
Oczyszczająca maseczka ma dość intensywny zapach w ziołowym tonie. Zieloną papkę nakładamy na twarz i po 15 minutach zmywamy intensywnie wodą. Szczerze powiem, że skóra po niej oprócz tego, że jest ładnie odświeżona, to dodatkowo mniej widoczne stają się zaskórniki i wszelkie niedoskonałości. Zdecydowanie pomaga w uspokojeniu wszelkich stanów zapalnych skóry. Jedna saszetka starcza na dokładnie jedną aplikację.

Jak Wasze zużycia?
Znacie prezentowane prze zemnie produkty?
Copyright © Lifestyle by Ladyflower , Blogger