Artdeco Kolekcja Brązująca Hello Sunshine
Korzystając zapewne z ostatnich słonecznych i jeszcze w miarę ciepłych dni w tym sezonie postanowiłam użyć letnich kosmetyków, które przywrócą chociaż na moment powiew lata na mojej twarzy. "Hello Sunshine" kolekcja marki Artdeco do tego typu zabiegów jest idealna. W swojej kosmetyczce posiadam z tej linii kosmetyków róż, szminkę i cień do powiek w sztyfcie. Na początek zacznijmy od perełki tej kolekcji, czyli jak głosi napis z tyłu opakowania różu do policzków w trzech harmonizujących ze sobą kolorach, które dodadzą blasku i subtelnie rozświetlą makijaż twarzy.
Informacja od producenta:
SUN BLUSHER – RÓŻ DO POLICZKÓW
połączenie trzech kolorów zapewnia naturalny rumieniec, a rozświetlające drobinki dodają cerze blasku
Cena detaliczna: 89,90 zł
Opakowanie to eleganckie pudełko, po otwarciu którego ujrzymy trójkolorowy kosmetyk oraz praktyczne lusterko. Uwielbiam markę Artdeco za to, że dba o szczegóły, a produktów możemy używać niemalże wszędzie. Marka ułatwia nam to dołączając na prawdę dobrej jakości aplikatory, umieszcza w kasetkach lusterka, a wożenie kosmetyków nawet po całym świecie nie jest problemem, ponieważ opakowania są solidne.
Trzy kolory, które spotkamy w środku to brąz, złoto oraz róż, które możemy dowolnie łączyć. Stosowałam produkt również jako cień do powiek i dobrze się sprawdził (szczególnie złoto do rozświetlenia wewnętrznego kącika oka). Same dobieramy ile danego koloru ma znaleźć się na twarzy, by odcień nie był zbyt mocny. Dlatego w przypadku cery tak bladej jak moja zalecam jedynie muśnięcie pędzla po brązowym odcieniu, a następnie nabranie różu i złota. Tym też sposobem moje opakowanie jest już prawie puste w środku, a brązu na obrzeżach mam jeszcze sporo. Cóż poradzić jak człowiek taki blady i wygląda niczym klaun nanosząc ciemniejsze kolory na kości policzkowe?
Do aplikacji używam pędzla do różu i idealnie się w tej roli sprawdza. Można delikatnie konturować twarz tym produktem, lecz nie jest od do tego zabiegu szczególnie dostosowany. Lepiej za to sprawdzi się w strobingu, bo złoto w środku opakowania to moim zdaniem jeden z najlepszych rozświetlaczy jakie miałam okazje używać.
Sądzę, że produkt idealnie się sprawdzi się u kobiet z śniadą karnacją, bo takie blade twarze jak ja, szczególnie te niedoświadczone mogą zrobić sobie nim krzywdę. Produkt idealny na wakacje, by jedynie podkreślić swoją opaleniznę. Cena dość wysoka, ale warto mieć go w swojej kosmetyczce planując urlop w jakimś ciepłym zakątku świata.
Teraz słów kilka na temat cienia w sztyfcie. Ja mam ciemniejszy odcień z kolekcji. Oto kilka faktów o nim od producenta:
HIGH PERFORMANCE EYESHADOW STYLO – CIEŃ W SZTYFCIE
- kremowa, jedwabista konsystencja zapewnia intensywny,
- błyszczący kolor
- długotrwała, wodoodporna formuła
- nie zbiera się w załamaniach powiek
- specjalny mechanizm pozwala łatwo wykręcić sztyft
Cena detaliczna: 53,50 zł
Przyznam, że lekko obawiałam się tego produktu, a jako posiadaczka tłustej powieki cienie w sztyfcie omijam z daleka i już dawno straciłam wiarę, że jakiekolwiek sztyfty, musy itp. rzeczy mogą się u mnie sprawdzić nie tworząc nieestetycznych grudek w załamaniu powieki. Oto jest pierwszy cień w sztyfcie, z którym szczerze się polubiłam.
Po pierwsze uwielbiam go za sposób aplikacji. Wysuwam jedynie odrobinę kredki i nanoszę na powiekę. Nie wiem czy istnieje prostsza metoda aplikacji. Cień nie osypuje się, nie pojawiają się grudki. Można uzyskać bardziej naturalny efekt przez lekkie rozcieranie go aplikatorem i na tym koniec.
Po drugie idealny nie tylko na lato brązowo miedziany kolor sprawdzi się w szczególności u posiadaczek niebieskiej tęczówki, ale sądzę, że odcień jest na tyle uniwersalny i tak na prawdę przy dobrym dobraniu innych kolorów cieni do niego pasuje każdej z nas. Jedynie brązowookie piękności muszą uważać, by kolor oczu nie został stłamszony przez użyte na powiece cienie.
Po trzecie jeśli nałożycie go na usta i mocno rozetrzecie, a następnie nałożycie transparentny błyszczyk macie fenomenalny kolor na ustach, jeśli podkreślicie nim kości policzkowe i za pomocą gąbeczki do podkładu lub pędzla do rozcierania równomiernie rozprowadzicie produkt po policzkach to macie bronzer.
Jedyną wadą jest fakt, że trzeba się pilnować jeśli chodzi o wielkość wysuwanego kawałka, by nie złamać sztyftu. Tak jak w innych produktach tego typu nie można wyciągnąć połowy, bo nie dość, że grozi to zniszczeniem kosmetyku to jeszcze może się okazać, że raz wysunięty tak daleko cień już nie będzie chciał tak chętnie z nami współpracować jeśli chodzi o jego ponowne wsuwanie do opakowania.
Uniwersalny, trwały produkt o łatwej aplikacji? Wszystko to w tej jakże niepozornie wyglądającej kredce. Cena moim zdaniem lekko przesadzona, ale gdy nauczymy się go używać w każdy przeze mnie opisany sposób to jak na trzy produkty do makijażu nie za wiele. Pozwolę sobie jeszcze dodać, że produkt jest trwały, więc jego zakup możecie śmiało potraktować jak inwestycję.
Na koniec szminka w kolorze wisienki na torcie.
Ponownie sięgnijmy do opisu producenta:
COLOR LIP SHINE – BŁYSZCZĄCA POMADKA DO UST
- lekka, żelowa konsystencja ułatwia aplikację, nie obciąża ust i zapewnia lśniący kolor
- zawiera połyskujące polimery, które w naturalny sposób podkreślają i upiększają usta
- odżywcza formuła nawilża i pielęgnuje usta
Cena detaliczna: 65,90 zł
Szminka zalicza się do produktów, które każda malująca się kobieta powinna mieć w swojej kosmetyczce, bo po czerwień czasem wypada sięgnąć. Idealnie sprawdzi się na specjalne okazje, gdy potrzebujemy mocniej podkreślić usta. Ja jestem fanką połączenia czerwone usta, minimalistyczny makijaż oraz krwiste paznokcie, a do tego mała czarna i look na każde ważniejsze wyjście gotowy. No może nie na wszystkie okazje to się sprawdzi, ale ja nie należąc do kobiet światowych mam taki swój niezbędny, odświętny zestaw, na którym jeszcze nigdy się nie zawiodłam.
Kosmetyk ma przyjemną dla ust lekką, żelową konsystencję, która nie wysusza ust, a gdy już mamy spierzchnięte wargi nie podkreśla suchych skórek na ustach. Czy rzeczywiście odżywia i pielęgnuje to ciężko stwierdzić, bo nie stosuje jej jako produktu pielęgnacyjnego. Sam fakt, że sama w sobie nie szkodzi ustom już jest dla mnie ogromnym plusem w tego typu produkcie. Pielęgnacje zostawiam jednak balsamom i pomadkom ochronnym.
Żelowa formuła ma swoje plusy i minusy, bo po tym jak wynaleziono matowe pomadki to mimo tego, że lekko przesuszają, to są tak trwałe, że jestem im w stanie wiele wybaczyć. Ta szminka nie wysusza, ale do najtrwalszych też nie należy, ponieważ już po paru piciach jesteśmy zmuszone nałożyć ją na nowo. Jak widać nie można mieć wszystkiego. Mi tam ponowne malowanie ust po kilku godzinach zupełnie nie przeszkadza i jedyne o czym musimy pamiętać, to by wrzucić ją do torebki przed wyjściem. Znam natomiast kobiety, które nie znoszą poprawiania makijażu i dla nich ta szminka okaże się zupełnym bublem.
Rozpisałam się trochę, ale cóż zrobić jeśli marka Artdeco należy do jednej z moich ulubionych. Teraz w drogeriach możecie spotkać kolekcję Sound of Beauty z przepięknym różem, na który poluje. Całość nowej kolekcji jak zobaczycie jest utrzymana w jesiennych barwach, więc sądzę, że warto zwrócić na nią uwagę jak będziecie buszować po drogeriach.
Miałyście do czynienia z tą marką? Jeśli tak to jak ją oceniacie?
Wspaniała recenzja. Kusi mnie ten róż, jednak cena trochę przeraża, a w sumie też raczej należę od osób bledszej karnacji, więc jeśli ma to wyrządzić więcej szkód to nie ma sensu. Pomadka także wygląda zachęcająco gdyby nie to, że błyszcząca, wolę matowe :D
OdpowiedzUsuńAż wstyd się przyznać, że do tej pory nie używałam ani jednego produktu marki Artdeco, ale chyba pora nadrobić zaległości, a Twój wpis mnie w tym tylko utwierdził :)
OdpowiedzUsuńA ja kurczę jakoś nie mam ręki do różu. Próbowałam już tyle razy i za każdym razem kończy się to tym, że po nałożeniu wyglądam gorzej niż przed ;) No nic. Dzięki za ciekawą recenzję :)
OdpowiedzUsuńpiękny jest ten róż! ale ja rzadko używam tego typu kosmetyków
OdpowiedzUsuńZapewne spodobałby się mojej żonie, pokaże jej i podda ocenie. Dam znać, czy okazał się trafiony, ponieważ ma jasną karnację i musi dokładnie ocenić czy jej będzie odpowiadał. Rozumiecie...ja już zdążyłem :)
OdpowiedzUsuńTen róż do policzków wygląda ślicznie! :)
OdpowiedzUsuńniezłe to pudełko różu do policzków :D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam ale tak mnie slinka ciekła na widok tego granata ze nie mogłam się skupić i tak na prawdę nie wiele pamiętam z tego co przeczytalam. Ale ten roz to mi się podoba! ��
OdpowiedzUsuńI chyba wiem jaki będzie kolejny mój zakup! :)
OdpowiedzUsuńMnie się najbardziej róż spodobał :) no piękny jest :) a do cieni w kredce jakoś nie umiem się przekonać :) może nie słusznie, kiedyś spróbuję się takim pomalować :)
OdpowiedzUsuńZ przedstawionej przez Ciebie trójki na pewno przygarnęłabym pomadkę. Mam bardzo suche usta, więc cały czas szukam produktu, który nie będzie tego podkreślał, a żelowa konsystencja wydaje się być do tego idealna.
OdpowiedzUsuńZ produktami Artdeco miałam do czynienia tylko raz :) Korzystałam z ich słynnej bazy pod cienie i byłam z niej bardzo zadowolona. Zdecydowanie polecam :)
Mam podobne trio z Kiko Milani i jest genialne: róż, brązer i rozswietlacz idealnie ze sobą współgrają, więc efekt ońcowy jest super :)
OdpowiedzUsuńRóż wpadł mi w oko, ale zimą nie używam bo bym jak burak wyglądała :D
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam żadnego kosmetyku tej firmy. Zawsze podoba mi się strona wizualna tych kosmetyków :) Są takie eleganckie! Pozdrawiam Anna
OdpowiedzUsuńAaaa jekie słodkościa?! Ja z tych propozycji wybieram pomadkę o żelowej konsystencji :)
OdpowiedzUsuńPiękny ten róż!
OdpowiedzUsuńUwielbiam róż, jest obecny zawsze w mojej kosmetyczce bez względu na porę roku.
OdpowiedzUsuńróż prezentuje się rewelacyjnie, produkt na pewno godny uwagi, aczkolwiek cena nieco przeraża :(
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
http://zyciejakpomarancze.blogspot.com/