sierpnia 06, 2014

Recenzja: Essence LE Me & My Ice Cream Cienie.




Marka Essence jest moim skromnym zdaniem jedną z najlepszych tanich marek kosmetycznych na polskim rynku. Do tego limitowane edycje, na które nieraz po prostu się rzucamy, bo opakowania jak i kolory mazidełek są cudowne. Cieszę się, że ostatnimi czasy omijam drogerie, bo widząc coraz to nowe zapowiedzi chyba bym zbankrutowała, a do tego zasypała się kosmetykami.

Często jest tak, że kupuję jakiś róż czy też błyszczyk czy inny kolorówkowy produkt z limtowanki, użyje go raz a potem zastanawiam się jak jeszcze mogłabym go użyć i leży i czeka na lepsze czasy lub też na dobrą osobę, która go przygarnie. W przypadku tych cieni tak nie jest. Odcień 03 Always in my mint (tak, MINT nie MIND :) - taki psikus od marki ) idealnie komponuje się z moimi miętuskowymi bluzkami. Btw ogólnie jestem chora na kolor miętowy wszędzie. Natomiast 01 Cone Head idealnie sprawdza się do każdego dziennego makijażu.

Oba cienie są wypiekane i marmurkowe. Używałam ich jedynie na sucho, ale jak informuje nas producent można użyć ich również na morko. Odcienie są delikatne i bardzo dziewczęce. Niestety przy nakładaniu lekko się osypują nie wiadomo jak ściągalibyśmy nadmiar z pędzelka. To jest chyba ich jedyny mankament. Ładnie kryją i trzymają się na powiece. Pod nie zawsze stosuje bazę pod cienie również marki essence i spokojnie dają radę cały dzień. Zdecydowanie polecam wszystkie cienie wypiekane tej firmy tych już raczej nigdzie nie znajdziecie, ale może w następnej limitowanej edycji w Polce znajdą się podobne produkty? Zapowiedzi trend edycji zdecydowanie będziecie mogli zobaczyć na blogu.

Może na koniec powiecie mi tylko jakie cienie tej marki najbardziej lubicie?

Zdj. Piasecki

2 komentarze:

Serdecznie dziękuję za komentowanie postów.
Komentarze obraźliwe będą od razu usuwane.
Jeśli zadałaś pytanie sprawdź odpowiedź pod postem pod którym je zadałaś :)

Copyright © Lifestyle by Ladyflower , Blogger